Katowice i Kraków to dwa miejsca w Polsce słynące cudami.
Cudem jest na przykład to, że tak mało ludzi umiera tam na choroby płuc. Innym cudem jest to, że w obu miastach akurat podczas Pielgrzymki było cieplej niż na południu Hiszpanii. Ponad 30 stopni. To piękne. Pielgrzym z pueblo w Andaluzji mógł się poczuć jak w domu.
W Katowicach odbyło się spotkanie urodzinowe i jednocześnie spotkanie z Fabianem Błaszkiewiczem. Dobre było. Fabian się zdziwił, że Odwyk ma już 13 lat. Sam się dziwę. Poza tym opowiadał różne historie o sobie, o jezuitach i nawet trochę o Nowej Hucie. Nagrałem mały, unikalny wywiadzik i będziecie mogli go posłuchać za kilka dni.
Drugie spotkanie poszło do bani, bo posłuchałem rady Huberta, który doradził spotkać się koło żyrafy. Żyrafa jest w Chorzowie, jest metalowa i nie żyje. Żyją za to komary, których przyszło na spotkanie daleko więcej niż ludzi. Skutkiem tego święta Dominika ma teraz nogę pełną czerwonych kółek pamiątkowych (nie mam zdjęcia świętej nogi), które swędzą i długo nie dadzą jej zapomnieć o Katowicach.
W Krakowie z kolei było fantastycznie. Noc pełna piwa, cudownych obrazków i rozmów o dziewczynach. Albowiem dziewczyna to sprawa trudna, zwłaszcza jak się jest chłopcem. Dlatego warto posłuchać starszych, zwłaszcza tych, którzy mają jakieś doświadczenia a nie tylko powtarzają wyuczone idealistyczne slogany, które choć piękne, pasują do rzeczywistości jak pięść do nosa.
Prawie bym zapomniał: byłem w Wadowicach! To miejsce słynące kremówkami. Takimi samymi jakie ja jadłem co drugi dzień kiedy chodziłem do liceum, tyle, że te z Wadowic są papieskie. W ogóle wszystko tam jest papieskie. Obok papieskiego kościoła stoi sklep z papieskimi pamiątkami i dom rodzinny papieski, którego trochę nie rozumiem, bo wygląda jakby się składał tylko z balkonu.
Najbardziej papieskie są liczne hordy turystów, które ocierają się namiętnie o wszystko co papieskie, w nadziei że papieskość miejsc papieskich przejdzie na nich i czarodziejsko pozwoli mieć lepsze życie, piękniejsze żony, mądrzejsze dzieci i lepszą pracę.
Tak zgaduję. Bo po co innego ci ludzie przyjeżdżaliby na takie zadupie?
Głębokim skandalem zapisała się miejscowość Skoczów koło Ustronia. W Skoczowie postanowiliśmy zjeść jajecznicę śniadaniową (bo spaliśmy poprzedniego dnia w Ustroniu). Jajecznicy nigdzie nie było, ale to jeszcze nie skandal. Skandalem jest to, że znaleźliśmy restaurację o nazwie „stołówka”, która jakimś cudem niewytłumaczalnym przetrwała wszystkie zmiany ustrojowe od czasów PRL-u. I miała skandalicznie niskie ceny.
Kupiłem sobie lasagne, która była dwa razy większa niż największa porcja, jaką w życiu jadłem. Do tego należała się zupa pieczarkowa, która obowiązkowo wylała się z talerza w trakcie zanoszenia do stolika, bo pani chlusnęła ile wlezie ignorując nasze prośby, że chcemy tylko spróbować. I jeszcze kompot. I to wszystko kosztowało 11 złotych, czyli 2,5 euro.
Próbowałem zrozumieć model biznesowy tego zakładu, ale szybko się poddałem. Ten lokal nie ma prawa istnieć. Jedynym wyjaśnieniem jest, że ci wszyscy ludzie pracują tam charytatywnie, zupy gotują się same a makaron przynosi bocian. Budynek z pewnością jest rodzajem squatu, w którym stołówka przebywa nielegalnie póki nie zgłosi się właściciel po czynsz.
Tak czy owak warto podróżować, bo można różne cuda odkryć na świecie.
Rano jedziemy do dupy słonia. A potem w stronę Strzelców Opolskich, gdzie będziemy kajakować. A potem dalej na zachód.
Jednocześnie informuję wszystkich wiernych, że:
- Dodałem nowe cudowne obrazki do galerii.
- Możecie śledzić co aktualnie robię i gdzie jestem na podstronie pielgrzymka na żywo. Jak będziecie śledzić, to o wiele łatwiej będzie się spotkać!