Dziś ostatni wieczór w Polsce. Pielgrzymka się skończyła, zostało już tylko wyjechać.
Dwa moto-osiołki znalazły zagrodę na zimę. Spędzą zimę w Polsce w śnie zimowym. Oba sprawdziły się fantastycznie. Większy, Burgman, nie sprawił ani jednego problemu, chociaż przejechaliśmy 4002 kilometry licząc od pierwszego tankowania. Mniejszy, Derapage, dał mi tyle przygód ile potrzebowałem. Upierdliwości w drodze nigdy mnie nie unieruchomiły, a po wizycie u mechanika-magika skończyły się nawet one.
Szczerze się teraz przyznam: nie tak sobie wyobrażałem tą pielgrzymkę. Spodziewałem się wszystkiego, nawet tego, że nie przejedziemy ani kilometra. Kupowanie pojazdów na odległość jest tak ryzykowne, że lepiej być gotowym na kompletną zmianę planów. Nie napawało optymizmem ani to, że święta Dominika z Zafarraya nigdy nie prowadziła skutera, ani to że w Polska to nie Andaluzja i pogoda mogą nas uziemić na całe tygodnie. A przede wszystkim to, że ani Burgman ani Honda HM-50 nie są produkowane z myślą o podróżach długości 4000 km. Pierwszy powstał, żeby jeździć po mieście, a drugi, żeby jeździć… wszędzie. Byle nie za długo.
Ale ja to wszystko zignorowałem. Zaryzykowałem i wygrałem.
Nawet Zakopane nas nie pokonały, chociaż w tym samym dniu, kilka kilometrów od nas, dziesiątki osób straciło życie lub zdrowie. Dziesiątki innych jeżdżąc w bezpiecznych, nowoczesnych samochodach, zginęło w wypadkach. Nie wspominając już o tym, że o wiele mniej stresujące przygody wystarczą parom, żeby nieporozumienia, kłótnie i stres zniszczyły relacje i rozbiły związki.
Wszyscy straszą dziećmi. Tak jak kiedyś straszyli maturą, studiami, pracą. Ale jakoś nie wierzę, że dwa miesiące podróży na takich osiołkach, bez domu, pracy i własnego „w razie czego”, zakończone wyjazdem do innego kraju, gdzie nic przygotowanego na nas nie czeka, są niczym w porównaniu z dzieckiem. No bez jaj. Rozumiem, że na jakiejś wojnie, że w średniowieczu, ale teraz? Dziś?
Zakończyliśmy więc naszą Pielgrzymkę ostatnią wizytą w Krakowie. Jak zwykle bez planu łazimy po mieście, wychodzimy z Parku Jordana i oto spotykamy znajomych Pielgrzymów.
Takie spontaniczne spotkanie na koniec. Żeby przypomnieć na czym to wszystko polega, kiedy się interwencje Boga włącza w kalkulacje i plany. Lub raczej: w ich brak.
Powstał z tego spotkania Ostatni Cudowny Obrazek oraz nagranie o hipsterstwie (z prawdziwym hipsterem), które będziecie mogli usłyszeć w podcaście Revolucion.
W Krakowie poszliśmy ujrzeć dziwy: Muzeum Iluzji. Nie opowiem co tam się działo, bo za długo by opowiadać, a zaraz trzeba jechać.
Więc w skrócie. Najpierw włożyłem łeb w sześcian nieskończoności:
Jak wyszedłem to okazało się, że rzeczywistość się zakrzywiła i świat wygląda trochę inaczej. Więc poszedłem szukać Dominiki. I znalazłem ją siedzącą na krześle. Chciałem ją podnieść, ale ona się nie wiadomo dlaczego przestraszyła:
A potem Dominika zeskoczyła i uciekła do drugiego pokoju. Poszedłem za nią i zobaczyłem, że uciekła na sufit. Chciałem jej zrobić zdjęcie, bo to dość niesamowite, że tak dobrze się trzymała na suficie.
Ale akurat jak robiłem zdjęcie to spadła:
Mieliśmy jeszcze wiele przygód, ale już nie mam czasu, żeby je opowiadać.
Powiem więc tylko, że z Krakowa pojechaliśmy do Tyńca. Chciałem nagrać nowy odcinek Odwyku w najstarszym klasztorze w Polsce, ale jak dojechaliśmy to okazało się, że to strasznie nudne miejsce a w dodatku jest gorąco.
Więc wyszliśmy i po drodze, pod drzewkiem, znalazłem chomika. Wziąłem go ze sobą, bo to bardzo ładny chomik. Zostanie mi jakaś pamiątka z tej pielgrzymki.
W końcu dojechaliśmy do Kłaja.
Kłaj to taki krakowski Wąchock. „Kłaj” to słowo, którego się używało w dawnych czasach, kiedy jeszcze nie znano słowa „zadupie”. Na przykład: „Przyjechał jakiś facet z Kłaja i myśli, że jest ważny”.
Dopiero parę dni temu się wiedziałem, że Kłaj istnieje naprawdę. Jakbym wiedział, to bym go od początku wpisał do Planu Pielgrzymki.
Do Kłaja pojechaliśmy na kręgle z przyjaciółmi. Hm, grałem w kręgle w Kłaju – nie brzmi to porywająco. Po tym jak mieszkałem w Zafarraya, żaden Kłaj mi nie straszny. Ale rok wystarczy. Już mi starczy.
Tak jak tej pielgrzymki. Dwa miesiące to bardzo, bardzo długo. Moglibyśmy rozdzielić te wakacje na trzy lata i i tak by było intensywnie. Może nawet na pięć.
Jutro lecimy do Hiszpanii. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Znów zaczynamy wszystko od początku, bez planów, bez mieszkania, bez pracy. Znów wszystko może się zdarzyć.
Ale czy nie na tym właśnie polega życie z Bogiem?
Patrząc po tym jak żyją współcześni chrześcijanie: nie. Ale ja nie jestem naśladowcą chrześcijan, ja jestem naśladowcą Jezusa. Patrzę na to jak on żył, patrzę na to jak ja żyję i myślę sobie: gdzie mi do niego! Ja mam dość po dwóch miesiącach, marzę już o jednym domu na rok przynajmniej.
On tak żył trzy lata.