– Haszysz? Marihuana? – zapytał policjant.
– Nie, dziękuję, nie mamy ochoty – odpowiedział baron Martin.
Na dworcu autobusowym w Granadzie zaczepił nas policjant, zaprosił do budki zaczął kusić.
No tak. Przed pielgrzymką zawsze powinno być jakieś kuszenie. Pytał czy nie mamy haszyszu. A potem czy nie mamy noża. Niestety, nie mieliśmy ani jednego ani drugiego. Nie sprawdzał. Uwierzył.
– A ten na portrecie to król? – zapytałem. – Bardzo przystojny król. Robi pozytywne wrażenie.
– Si. Król jest głową policji.
Wyobraziłem sobie posterunek policji w Polsce i Kaczyńskiego na portrecie. A potem Dudę. Wzdrygnąłem się.
– A dlaczego król nie ma korony?
Policjant nie wiedział dlaczego nie ma. Poza tym sprawdził nam dowody osobiste, dał mapę, powiedział jak dojechać do Alhambra (autobus 33) i na tym się skończyło kuszenie. Głos w głowie powiedział cicho: a może wy nie jedźcie do tej Polski? I znowu zobaczyłem portret króla a przy nim portret Jarosława.
A potem wszystko się zmówiło, żeby nas dalej kusić. Autobus podjechał na czas. Temperatura była idealna. Ludzie byli rozmowni i mili. Kawa była tania.
A na dodatek w mieście była procesja. Nie wiedziałem, że to procesja, bo grała wyjątkowo skoczna muzyka. Ludzie nieśli cztery wielkie figury, ale nikt nie klękał. Jak się okazało była to procesja z okazji Bożego Ciała, a dokładniej dzień przed Bożym Ciałem. Taka procesja, co miała upamiętniać władców Granady. Byli to więc hiszpański król, hiszpańska królowa, muzułmański król (tak: czarny, Arab i do tego czarny) i ktoś czwarty.
I zobaczyłem procesję w Polsce: znudzone, ponure tłumy snujące się za księdzem i klękające w błocie przy dźwiękach najbardziej nie-skocznej muzyki jaką tylko można sobie wyobrazić.
I znów głos zaczął mówić: do Polski? Na pewno?
– Tylko na pielgrzymkę – odpowiedziałem nieśmiało.
Tak naprawdę to była tylko przed-procesja. Prawdziwa procesja jest następnego dnia. I wtedy pobożni Hiszpanie noszą po ulicach ogromne, opływające złotem figurki z całą ceremonialną otoczką. Nie zobaczę tego. Nie mam wielkiej ochoty. Raczej to obrzydliwe dla kogoś, kto wierzy, że Bóg z Biblii naprawdę istnieje i ma swoje preferencje dotyczące kwestii rzeźb, obrazów i klękania.
Kuszenie się nie udało. Przyleciałem do Polski. Ale nawet samolot próbował mnie zniechęcić, spóźniwszy się dwie godziny.
Skutkiem tego wszystkiego wjazd triumfalny do Krakowa opóźni się o jeden dzień.
Może to i lepiej. Zaczynać pielgrzymkę w takie święto to jakieś… niestosowne.